rozdrażnienie moje ówczesne, niesmak do życia, i nareszcie pojęcie honoru nie dozwalały mi się ani chwilę nad tą propozycją zastanowić.
Z góry przystałem na wszystko, prosząc tylko usilnie Kuryszkina, żeby jak najprędzej ułożył się o czas i miejsce i rzecz całą starał się jak najprędzej załatwić.
Kuryszkin na moje żądanie jeszcze tego samego dnia widział się z kawalerem de Braavedra i przyniósł mi pomyślną odpowiedź, że wszystko da się ukończyć następnej nocy w jednej dzikiej kotlinie w pobliskich górach.
— Naumyślnie — mówił mi — wybraliśmy noc jako najstosowniejszą porę, w której nam nikt nie przeszkodzi, miejsce jest dosyć bliskie, więc będzie można udać się pieszo dla niewzbudzenia podejrzeń. Każdy z was będzie miał przy sobie kartkę, w której wyrazi, że sobie życie dobrowolnie odbiera. Tym sposobem zasłoni się zwycięskiego przeciwnika i sekundantów, na których ogromna odpowiedzialność spada.
Podziękowałem za jego trudy i opiekę i uściskałem serdecznie poczciwego nihilistę, który się tyle dla mnie naraził.
Pomimo, że nie byłem tchórzem i nieraz już zbliska zaglądałem w oczy śmierci podczas mojej partyzanckiej wyprawy, przecież ostatnie godziny oddzielające mnie od tego fatalnego pojedynku, upływały w spotęgowanem rozdrażnieniu, gorączce i niepokoju.
Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.