Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

a zarazem upokorzenie i gniew wstrzęsły mną jednocześnie...
Mimo strasznych wzruszeń, które przebyłem, trwogi, której doznałem, rozkoszy, z którą powitałem powrócone życie, nie mogłem przenieść na sobie, aby przyjąć to życie jako jałmużnę z rąk przeciwnika.
Zacząłem się więc domagać stanowczo, aby nabito markizowi powtórnie pistolet kulą i żeby na nowo strzelał do mnie, ale już nie w powietrze.
Na to Santa Florez podszedł bliżej do mnie i rzekł:
— Szanuję drażliwość pańską, albowiem pochodzi ona z wysokich pobudek honoru, jednakowoż przyznasz pan, że nie mogę się zgodzić na popełnienie czynu, którybym sobie za proste morderstwo poczytywać musiał; pojedynek ten uważałem za konieczny dla zasłonięcia mojego honoru, lecz dowiedziawszy się, jak dalece zawiniłem, wprawdzie bezwiednie — względem pana, będąc mimowolnym sprawcą złego, które dziś już jest może nie do naprawienia, postanowiłem wziąć na siebie wszystkie złe konsekwencje koniecznej honorowej rozprawy, a w razie szczęśliwego wyjścia prosić pana o przebaczenie i przyjaźń.
Zwyciężony na każdym punkcie szlachetnością i wspaniałomyślnością tego człowieka, nie mogłem wahać się już dłużej i ulegając naciskowi tylu prze-