Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

rosyjskich banknotów, a jego wspólnik Kuryszkin jako Rosjanin puszczał je w obieg.
— Fałszerz! wybuchnął z całą rozpaczą pan Bąbaliński — moja córka skompromitowana!... Ja tego nie przeżyję!
Serce mi się krajało na widok ogromnego zgnębienia i boleści, jaka się malowała na jego twarzy, ale wiedziałem dobrze, że z mojej strony usiłowane pocieszenia mogłyby tylko stan jego pogorszyć, zachowałem się więc biernie i milcząco.
Sam nawet szyderczy komisarz zdawał się być wzruszonym nieco, bo przystąpił bliżej do pana Bąbalińskiego i zaczął go uspokajać, mówiąc:
— Ależ panie, niechże pan tak bardzo tego wszystkiego do serca nie bierze, nic się przecież jeszcze złego nie stało, powinieneś pan nawet powinszować sobie, że uniknąłeś tak tanim kosztem wielkiego nieszczęścia, my pana także niczem turbować nie będziemy, opowiesz tylko przebieg swoich stosunków z tymi awanturnikami, oddasz nam ową paczkę, zawierającą niezawodnie fałszywe banknoty, wzory i niektóre narzędzia i będziesz mógł zapomnieć o tej całej historji.
— Pan także — mówił zwracając się do mnie — dopuściłeś się wielkiej nierozwagi, wchodząc w ścisłą solidarność z podobną szajką oszustów i żyjąc tak wystawnie, nie posiadając odpowiedniego majątku, co w zestawieniu jedno z drugiem mogło rzucać silne podejrzenie na pański charakter. Niech przykrość, jakiej pan doznasz, ze-