Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

wisty, że zostałem rażony strzałą Kupidyna i pani Bąbalińska zajadając z całym spokojem ducha konfiturę z róży spojrzała na mnie z tryumfującym uśmiechem. Wstaliśmy od stołu, ja chcąc się wyzwolić z pod magnetycznego wpływu, jaki wywierała na mnie panna Leokadja, rzuciłem się z całą heroiczną odwagą na dyskusję z panem Bąbalińskim o przyszłości demokracji w Europie, co stanowiło jego ulubiony temat. Rozpacz dodała mi sił i natchnienia i jednym tchem wypowiedziałem ogromną moc frazesów godnych figurować w jakiem rozumnem konserwatywnem czasopiśmie. Pan Bąbaliński sam się zdziwił, że znalazł dziś we mnie tak twardego przeciwnika, ale chwila mego tryumfu krótko trwała, bo niebawem zbliżyła się panna Leokadja na pomoc ojcu i zagadnęła mnie — z ironiczną minką — Pan widzę należysz do kategorji tych, co poświęcają przyszłość przeszłości. Na taki argument nie znalazłem co odpowiedzieć i uchyliłem czoło, przed wyrokiem wydanym przez piękność. Panna Leokadja widząc moją porażkę, bądź to w celu osłodzenia jej, bądź też uczynienia więcej stanowczą, zasiadła do fortepianu i zaczęła grać i śpiewać na przemiany. Przysunąłem się mimo woli do fortepianu, słuchałem w niemym zachwycie namiętnej arji Hernaniego, Trowatora i Trawiaty. Czułem, że tonę coraz bardziej w niewysłowionem upojeniu, lecz nie miałem już dość władzy nad sobą, by stawić skuteczny opór, rzuconemu na mnie urokowi.