Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

wnem przypomnieniem sobie łacińskiego przysłowia tak silnie, że aż koń się nastraszył — Ona musi być moją! Czemużby nie — rozumowałem w dalszym ciągu — wszakże jestem człek przyzwoity i inteligentny, młody, dość przystojny nawet, mogę się podobać; rodzice mi sprzyjają, na ich zezwolenie mógłbym liczyć, chodzi więc tylko o to, żeby zdobyć serduszko panny, to przecież nie filozofia. Przy silnej woli i wytrwałości wszystkiego dokazać można, tylko panie Janie odważnie a naprzód. Zrobiwszy tak silne postanowienie uczułem się dumnym, jak Cezar po przejściu Rubikonu, i popędziwszy konia przybyłem do domu z miną tryumfatora. Odtąd datuje się pierwsza faza moich do panny Leokadji zalotów, których całe dzieje, w krótkości dać Wam zamierzyłem. Naturalnym porządkiem rzeczy stałem się coraz częstszym gościem w Borowcu, i po upływie mniej więcej trzech tygodni zainstalowałem się tamże na dobre, nie opuszczając dnia żadnego w składaniu hołdów mojej wybranej piękności. Rodzice i panna przyjmowali mnie bardzo serdecznie i mile, mimo to jednak nie mogę powiedzieć, żeby rzeczy szły pożądanym trybem, bo tylko ja jeden rozpłomieniałem się coraz bardziej miłośnemi afektami, gdy tymczasem panna zdawała się być przyjaźnie dla mnie usposobioną ale nic więcej. Wspólne przechadzki, zabawy, muzyka, śpiew i rozmowy działały na mnie jak potężne narkotyki, pod wpływem których w czarujących fantasmogorjach i rozko-