Czułem, że wszystkie podobne próby kochanych Władziów, Stasiów, Kaziów i t d. kończące się w dość krótkim czasie, wychodzą ostatecznie na moją korzyść, przypatrywałem się więc i przysłuchiwałem tym wszystkim egzaminom panny Leokadji z zadowoleniem studenta, który źle zdał egzamin, ale go zdał przynajmniej. Tak rzeczy stały za nadejściem jesieni i byłyby może przeciągnęły się na czas nieograniczony, gdyby nie romantyczna przygoda, którą los zawsze w pogotowiu chowa dla zakochanych.
Było to mniej więcej w połowie października. Powróciłem do domu późnym wieczorem z Borowca więcej niż kiedykolwiek rozmarzony, nie wiem bowiem, czy to przypisać wpływowi jesieni roztaczającej łagodną melancholję łąk w naturze jakoteż i w sercu człowieka, czy innym jakim okolicznościom, dość, że znalazłem pannę Leokadję więcej uczuciowo dla mnie usposobioną. Nastrój jej wprawdzie zawsze był mocno sentymentalnym, ale jak mówiłem sentymentalność ta obracała się dotąd w sferze czystej fantazji i nie zdawała się szukać dla siebie żadnego przedmiotu, z którego nowe życie czerpać by mogła. Otóż teraz właśnie zauważyłem tę lekką zmianę, że moją ubóstwiana Lodzia zaczyna odczuwać potrzebę bliższych i więcej określonych wrażeń, że pragnienia tych słodkich wzruszeń, które dać tylko może urzeczywistniona miłość, zaniepokoiły w części jej serduszko Znalazłem ją rozdrażnioną, wrażliwą, nieco tęskną
Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.