Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

w zachwycie pierwszego a niespodzianego widzenia, cieszyć się przedwcześnie jak dziecko radością, którą się sprawi, objawami miłości, które się otrzyma, i natomiast nie zastać nikogo i widzieć w niwecz obrócone wszystkie nadzieje pierwszych błogich wrażeń i uniesień?
Czyż późniejsze widzenie może wynagrodzić poniesiony zawód i czy może zastąpić straconą chwilę, na którą się tyle liczyło?
Smutny i zgniewany na tę psotę losu, zabrałem się do Wulki. Po wypoczynku kilkudniowym, nie miałem nic spieszniejszego, jak udać się czemprędzej do Krakowa. Udało mi się odszukać państwa Bąbalińskich, lecz niestety pierwsze powitanie moje odbyło się w towarzystwie obcych osób i ztąd nie mogło odpowiedzieć moim nadziejom i moim wymaganiom. Zostałem wprawdzie przyjęty z radością, jak stracona owieczka, która się znalazła, ale nie była to radość, o której marzyłem.
Moja narzeczona widocznie nadto się krępowała względami konwenansu i powitanie jej dalekiem było od namiętnego nastroju pożegnalnej sceny. Pierwsze więc wrażenie zupełnie chybiło. Uczułem się onieśmielony wobec tej, która przecież miała być moją żoną i przeklinałem w duchu niepotrzebnych świadków, których obecność nakazywała przymus sercu mojej najdroższej Lodzi.
Zostaliśmy przecież sami i wtedy dopiero zawiązała się żywsza między nami rozmowa. Zdziwienie moje było niezmiernem, gdy mało pomału