Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

bicieli, pochlebiało to jej próżności błyszczeć dowcipem i pięknością, zasmakowała więc w tem lekkiem, salonowem życiu i nie miała dość czasu myśleć o swoim narzeczonym. Ja w tem wszystkiem najsmutniejszą odgrywałem rolę. Oddzielony od mojej najdroższej tłumem obojętnych, niezdolny z natury i usposobienia do salonowej szermierki i popisów, zgryziony i nieco już zazdrośny, nie mogłem dobrze się wydawać w tem całem otoczeniu. Źle odbijała figura prostego hreczkosieja, niekorzystnie nacechowanego długim pobytem w obozie, na tle wyższego etykietalnego życia.
W oczach ludzi dobrego towarzystwa byłem niesmacznym prostakiem, człowiekiem niebezpiecznym, anarchistą, socjalistą, komunistą, jednem słowem wyrzutkiem społeczeństwa. Musiałem znosić tysiące przeciwieństw i przekąsów, pogardliwych spojrzeń i grzecznych impertynencyj. Znalazły się nawet litościwe osoby, które głośno wyraziły swe ubolewanie przed państwem Bąbalińskimi i przed Lodzią nad tym nieszczęsnym krokiem przyjęcia mnie za narzeczonego.
Przekonanie o mojej małej wartości zaczęło znajdować pomału przystęp do samej pani. Wprawdzie romantyczna podniosłość jej ducha, nie pozwalała, aby dać mi odprawę, ale zawsze jako matka cierpiała nad poświęceniem i ofiarą swej córki. Pan Bąbaliński, który z upadkiem powstania coraz mniej mówił o swych demokratycznych zasadach i przytakiwał nawet czasami hrabiom i ba-