Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

ronom, zaczął mnie uważać coraz to więcej za szaleńca, odpowiedzialnego za wszystkie grzechy powstania, za człowieka, na którego sumieniu ciąży ruina kraju.
Jakkolwiek dziwną się może wydawać taka metamorfoza w przekonaniach gorącego patrjoty, przecież ubiegłe lata pokazały nam ich tyle, iż śmiało rzec można, że pan Bąbaliński był prawidłem, a nie wyjątkiem. Wszystkie te okoliczności drażniły mnie i jątrzyły nieustannie; gdybym nie kochał Lodzi prawdziwie, nie wytrwałbym ani chwili dłużej na mojem stanowisku, ale miłość uczyniła mnie słabym i nie mogłem się oderwać od tej uroczej postaci, którą w wspomnieniach moich widziałem, tulącą się do piersi mojej z całą namiętnością kochającej kobiety.
Postanowiłem zaryzykować un coup d’etat i upatrzywszy dogodną porę, ośmieliłem się prosić państwa Bąbalińskich, żeby naznaczyli dzień ślubu.
Widocznie zuchwałość moja nie była na swojem miejscu, bo pan Bąbaliński, słysząc moje słowa, skamieniał z podziwu, panna Leokadja zmierzyła mnie wzrokiem d’une reine outragée, a pani, podnosząc ręce w górę, wykrzyknęła:
— O egoisto! Miałżebyś śmiałość na świeżych ruinach budować własne szczęście; wobec ogólnej boleści narodu, wobec powszechnej żałoby, powinienbyś się wstydzić twoich żądań.
Pan Bąbaliński, ochłonąwszy z pierwszego zakłopotania, rozwinął dalej temat żony i przeko-