rzyłem gospodarstwo w Wulce jednemu zaufanemu przyjacielowi, zaciągnąłem pożyczkę dwóch tysięcy guldenów, otrzymałem paszport i byłem zupełnie gotów do wyjazdu. Przyklaskiwałem w duchu, jak najmocniej przedsięwzięciu państwa Bąbalińskich, ciesząc się z opuszczenia nieprzyjaznego mej miłości Krakowa i pewny będąc, że wspólna podróż i pobyt u wód, zdoła mi zapewnić wyłączne towarzystwo Lodzi. Zdawało mi się, że wrócim mimowolnie do tej pierwszej uroczej sielanki miłości i że kalejdoskopowe wrażenia podróży uwydatnią naturalny liryzm dwojga serc młodych. Bawiłem się jak dziecko myślą czarownych wycieczek, romantycznych przygód, które nas z sobą zbliżą, połączą, widziałem przed sobą całe nieprzerwane pasmo rozkosznych dni, ulgę, wypoczynek i wzrastający z każdym dniem cudny poemat miłości.
Wyjechaliśmy nareszcie w ostatnich dniach czerwca, udając się do Baden-Baden, które miało, wedle zdań światłych lekarzy zapewnić zdrowie całej familii Bąbalińskich. Podróż minęła jak jeden sen przyjemny; zmiana miejsca, nowe widoki, rozmaitość wrażeń, wpłynęły korzystnie na całą rodzinę. Wróciła dobra harmonia i różowy humor, Lodzia stała się ożywioną, więcej serdeczną dla mnie, słowem przewidywania moje zaczęły się sprawdzać.
Zabawiliśmy trzy dni w Dreźnie dla wypoczynku, a zarazem dla zwiedzenia miasta i jego
Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.