Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Bąbaliński przyglądał się z coraz wzrastającem zgorszeniem prawdziwego polskiego szlachcica i demokraty temu niepojętemu dla siebie wirowi podłych uciech, gwałtownych namiętności, szalonego zbytku i kolosalnej próżności. Nie mógł się on dość nadziwić tej fantastycznej wystawności codziennego życia tamecznego towarzystwa i omijając z daleka dom gry, ochrzczony przez ironię władz miejscowych nazwiskiem domu konserwacji, czynił gorzkie uwagi nad zepsuciem i upadkiem społeczeństwa w dzisiejszym czasie.
Panna Leokadja zapatrywała się również z wyższego filozoficznego stanowiska na przepyszne ekwipaże i toalety, na te wszystkie brylanty, koronki, drogie materje, rzadkie kwiaty i rozliczne gustowne błyskotki, któremi jaśniał w około nas cały świat elegancki. Mówiła mi nieraz przy tłumionem westchnieniu, że nie pojmuje tych ludzi, jak mogą żyć w takiej próżni moralnej bez żadnej głębszej myśli, bez rozpoznania istotnych zadań życia, ulegając tylko jedynie kaprysom nienasyconej fantazji i ubiegając się bezustannie o możność błyszczenia i użycia.
— Co za życie! — dodawała — jaka w niem czczość i nędza, tytuł i pieniądze są tu jedyną skalą wartości człowieka, próżność i wyszukiwanie coraz to nowych przyjemności głównemi bodźcami, szał i zbytek koniecznemi warunkami egzystencji.
Ja w zupełności podzialałem oburzenie mojej Lodzi już z tej samej prostej przyczyny, że będąc