i wesołym kolorytem, ruchliwością swojego umysłu, i zgrabnem przerzucaniem rozmowy z jednego pola na drugie.
Opowiadał nam o swoich stosunkach na dworze hiszpańskim, o ścisłej etykiecie tam panującej, przytaczając w kształt ilustracji różne anegdotki historyczne i wypadki z własnego życia. Dał nam potem w kilku rzutach swoją genealogię, wspominając, że tradycja jego familii zalicza Cyda w poczet swoich przodków, scharakteryzował ducha tradycji hiszpańskiej, podniósł jej rycersko-arystokratyczną stronę, a wszystko czego dotknął w rozmowie, umiał uczynić nadzwyczaj zajmującem dla słuchaczów. Pani Bąbalińska też z panną Leokadją chwytały chciwie każde słowo markiza, spoglądając z pewnem uwielbieniem na potomka Cyda.
Gospodarz uczęstował w zamian gości genealogią domu Bąbalińskich, którego początek ginie również w pomroce dziejowej. Uskarżał się, że wskutek nieuregulowanej pisowni pierwotne nazwisko Bombalińskich, mające swój źródłosłów w wyrazie Bombon, zmieniło się na mniej charakterystyczne Bąbalińskich, wyliczał wszystkich swoich znakomitych przodków i dodał z westchnieniem, że dotychczas przez zbytni demokratyczny skrupuł wstrzymywał się od używania przynależnego tytułu hrabiego, do którego ród jego niezaprzeczone ma prawo, większe bez porównania od galicyjskich rodów Dyndalskich, Ciaputkiewiczów i Lejbowiczów, które go jednakże używają.
Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.