Wieczór był świetny, państwo Bąbalińscy wysadzili się na przyjęcie tak znakomitych gości, panna Leokadja miała na sobie świeżą już w Baden-Baden sporządzoną toaletę i była cały ten wieczór w nadzwyczaj świetnym humorze. Żywo prowadziła rozmowę, sprzeczała się dowcipnie z księciem Kuryszkinem, który rozwijał w całej pełni zasady nihilizmu i zarzucała markizowi zbytnie przywiązanie do rodowego legitymizmu.
Matka z dumą patrzała się na córkę, dziwiąc się, jak ta potrafi stawić czoło potomkowi Cyda, jakby ni mniej ni więcej wychowała się w towarzystwie samych grandów hiszpańskich. Ja tylko jeden siedziałem skwaszony i milczałem, przysłuchując się śmiałym teorjom księcia Kuryszkina i śledząc zarazem każdy ruch i słowo Lodzi.
— Co to za ciasnota pojęć — mówił zwracając się do mnie Kuryszkin — przywiązywać jakąś wagę do narodowego partykularyzmu, fanatyzować się do jakiejś mrzonki odrębnego istnienia i tym sposobem zaprzeczać ogólnym celom ludzkości.
— W mojem przekonaniu — ciągnął dalej — narodowe różnice ustąpić muszą przed ideałem całości, dzisiejszy patrjotyczny fanatyzm jest jeszcze zabytkiem przesądu i ciemnoty, prawdziwa racjonalna cywilizacja zgładzić musi tę donkiszoterję polityczną i religijną. Materjalizm jest religią przyszłości, wszelka wiara, wszelkie zasady, wszelkie zachcianki heroizmu i poświęcenia ogłupiają tylko
Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.