Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

Panu Bąbalińskiemu zatrząsł się brzuch z radości. Pani ułożyła się w jak najbardziej harmonijną całość a panna Leokadja, zarumieniona spuściła oczy przed palącym wzrokiem markiza.
Nareszcie skończył się ten przeklęcie głupi wieczór; po tysiącznych wzajemnych grzecznościach zabrali się goście do domu i zostawili nas samych. Ale było już późno i nie udało mi się zawiązać rozmowy z Lodzią dla zbadania niektórych zmian w jej opiniach i postępowania.
Oddaliłem się więc do swego numeru w najgorszym w świecie humorze. Nazajutrz Lodzia była cierpiącą i nie mogłem jej przez cały dzień widzieć.
Następnego poranku zastałem całą familję państwa Bąbalińskich, pijącą już wodę u źródła. Zdziwiło mnie nie pomału, że tak wcześnie wyszli z domu, a tem więcej, że mnie nie uwiadomili, jak to dotąd było w zwyczaju, o tem, że wychodzą.
Zaledwie miałem czas się przywitać, gdy w tem z drugiej strony nadchodzą w rannym prześlicznym negliżu Santa Florez z Kuryszkinem i przyłączają się do naszego towarzystwa. Uważałem, że Lodzia lekko się zapłoniła na ich widok, tak, jak to dawniej przy naszem spotkaniu bywało, a oczy jej wyrażały zdziwienie, które u kobiety trzeba tłumaczyć myślą:
— Spodziewałam się, że was tu spotkam.
Piękna pogoda dostarczyła pierwszego wątku konwersacji, następnie zwróciła się rozmowa na