Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

okiem równina, oświecona jaskrawo zbliżającem się do zachodu słońcem, na której Ren jak niebieska wstęga zda się rozpostarta przed okiem od źródeł do ujścia, wije się w kapryśnych skrętach.
Tyle światła i barw jaskrawych rozlewa się po tej uroczej dolinie Renu, tyle cienia, szarych mroków i posępnej barwy jodłowych lasów, pokrywa z drugiej strony tonące w ciemności zasłony górzystych szlaków! Co za wspaniały kontrast w tem przeciwstawieniu gorących blasków i posępnych cieni, purpurowych ogni i szarzejących mgławisk!
Powitaliśmy wszyscy ten widok uroczystem milczeniem, nawet pani Bąbalińska uznała za stosowne nie ekstazować się zbyt głośno i tylko cichym szeptem dawała oznaki swego najwyższego nastroju ducha. Długo nie mogliśmy oderwać oczu od tego wspaniałego obrazu, lecz słońce zbliżające się do zachodu ostrzegało nas, byśmy pomyśleli o odwrocie tem bardziej, że mieliśmy jeszcze po drodze zwiedzać sławne Mummelsee.
Przed odejściem na jednej ścianie kamiennej piramidy, markiz wyrył imię i nazwisko Lodzi, a pod niem zaczął z najzimniejszą krwią kreślić swoje, jakby to miejsce nie do mnie z prawa należało. Chciałem przeszkodzić temu świętokradzkiemu na moje dobro zamachowi, ale nie mogłem znaleźć dostatecznych powodów do interwencji i bojąc się okryć śmiesznością, przypatrywałem się z udanym spokojem, jak on po wyryciu swego