Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

nazwiska dodał jeszcze jeden wiersz z Bajrona, który brzmiał:
„I sądź, że tu me serce pochowano!“
Lodzia bynajmniej się nie obrażała podobną cytatą i owszem zdawała się z żalem odchodzić od miejsca, gdzie serce potomka Cyda znalazło chwilowy przytułek.
Zstępowaliśmy w dół pospiesznym krokiem w tym samym porządku, w jakim wstępowaliśmy na górę. Ja ciągle pod strażą nieubłaganego dozorcy Kuryszkina na samym ostatku, Lodzia z markizem na przodzie, a państwo Bąbalińscy w środku. Słońce szybko chyliło się na horyzoncie i właśnie tylko co stanęliśmy nad brzegami fantastycznego jeziorka, gdy jego ostatnie promienie pożegnały ziemię. Na niebie za to zarysował się wyraźnie ostry i błyszczący sierp księżyca, błękit niebios ciemniał między górami i łagodne Chiaro oscuro harmonizowało z ogólnym widokiem tego dzikiego i legendowego krajobrazu.
Przed nami w niewielkiej kotlinie rozpościerało swoje posępne i ciemne tonie mistyczne Mummelsee, żaden wietrzyk nie poruszał jego wód milczących. Żadna fala nie marszczyła wygładzonej powierzchni, zdawało się spoczywać, ujęte w czarną oprawę lasów snem nieprzespanym. Gdzieniegdzie blady, słaby jeszcze szlak księżycowych promieni drzemał nieruchomo na wodzie, oddalone brzegi niknęły w powstającej mgle i zdawały się przedłużać w nieskończoność świat duchów, ukryty