Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

cerz i szyszak i potykaj się walecznie z wszystkimi błędnymi elegantami tego wieku, którzy nie będą chcieli oddać czci poddaństwa ozłoconej przez ciebie bogini. Jakżebym to rada widzieć!
— Dobrze! ale pod jednym warunkiem. Dulcynea moja pozostała przypuśćmy, w Tobozo, i ja nie posiadam od niej żadnego daru, któregobym mógł użyć za rycerskie godło, wyruszyć zaś bez niego na wyprawę, przepisy błędnego rycerstwa nie dozwalają, pani więc raczy zastąpić ją w tak trudnej alternatywie i dać mi jedną z tych różowych kamelji, inaczej moja sława rycerska zostanie w samym zawiązku zwichniętą.
— Nie mogę dla tak błahej rzeczy — śmiejąc się odpowiedziała Lodzia — pozbawiać pana aureoli donkiszockiego bohaterstwa.
Mówiąc to, niby żartobliwie a oblana rumieńcem, wyjęła jedną z najpiękniejszych kamelji i doręczyła ją markizowi. Ten ją przypiął do fraka, a ona dodała ze śmiechem, że nic mu już nie brakuje, jak tylko być pasowanym na rycerza.
Pomyślałem sobie, że to do mnie należy pasować go na takiego i przystąpiłem do szczebioczącej pary.
— Panie markizie — wyrzekłem o ile można najzimniej, tłumiąc w sobie szalony gniew, który mną owładnął — ten kwiat psuje harmonię twego ubrania, radzę ci go odpiąć.
— Zanadto pan troskliwy jesteś odparł markiz — przebacz, że się nie zastosuję do jego rady.