Zawody osobistych nadziei i powszechnych łączyły się w piersiach poety w jeden nierozplątany węzeł bólu. Uczucia niemocy, żalu, zwątpienia, zniechęcenia obsiadły mu serce. Gdybyż świeża przeszłość krwawa zdolną się była okryć w oczach poety urokiem bohaterstwa, poetyczna jej wielkość łagodziłaby nieszczęście. Ale nie, tak nie było. Stan jego duszy ówczesny, świeżo po rozbiciu wszelkich mar i nadziei, najlepiej się maluje w Śnie grobów. Poeta przez dziką, pustą i marną krainę dąży gdzieś przed siebie bez celu, a raczej z celem zatracenia swojego bytu, który stał się dlań nieznośną męczarnią.
Dalej więc! przez te wybrzeża samotne,
Przez mgieł powodzie, przez zaspy śniegowe,
Przez niebios brudne plamy i przez błotne
Zacisza bagien, przez stepy jałowe,
Gorżkie jeziora, piaszczyste wydmuchy....
Oto krajobraz, odzwierciedlający usposobienie poety. Ta dzika i pusta kraina, to rzeczywistość taka, jaka się odbija w duszy poety tułacza. Na tych przeklętych ścieżkach spotyka on skrzydlatą postać groźnego ducha przeznaczeń, który chcąc mu niejako dać odpowiedź na wszystkie nieme pytania jego rozpaczy, każe mu iść za sobą i pokazuje mu w alegorycznych obrazach tych, co razem z nim walczyli i cierpieli. Pokazuje mu naprzód w postaci białych gołębi, które lecą spalić się w kłębach pożaru, „tę marną, za poświęceniem goniącą i sławą czeredę sylfów“, która wprawdzie jest „czystą i ofiarną“, ale której życie „jest jednym ciągiem pragnień i niemocy, błyszczy się chwilę i ginie bez cześci“. Pokazuje mu dalej wśród kalejdoskopu dantejskich obrazów jakąś chmurę połowicznych cieni, „bezgłowe karły“, „mary wpółsenne, liche, niedołężne, gnane boleścią, przestrachem, rozpaczą“, od któ-