nem jedna tylko postać jaśnieje — postać wspomnianego już lutnisty „w błyskawic koronie“. Imię tego pieśniarza łatwo odgadnąć, jeżeli już nie z wielbiących epitetów, to z tworów jego fantazji, dekoracyjnie wkoło niego ustawionych. Oto w jednem miejscu „duch ludu trzaska trumny wieko“ i „u chmur żebrze piorunów“; tam dwie dziewice: „jedna wstrząsa kłębek węży i nóż skrwawiony“, druga „w liljowym wianku wiatrom się skarży“; koło uzupełnia czarny jeździec, krający piersią całun śniegu i wołający: „Kto rycerz, niech wstanie“. Poeta, zapatrzony w tę postać lutnisty, górującą nad padołem nędzy i rozpaczy, w ten posąg „w przyszłość obrócon daleką, zagadkowemi wypełniony runy“, w zachwycie „nie śmie skłócić powietrza westchnieniem“, ani może znaleźć na ustach wyrazu dla swego uwielbienia.
Nic też dziwnego, że tak wysoko wyniósłszy poezję Słowackiego, tak nisko postawiwszy naród, dla którego ta gorączkowa i mętna poezja była za mało dostępną, nic dziwnego, że Asnyk w początkach zawodu swego poetyckiego obiera sobie za mistrza i przewodnika — twórcę Króla Ducha i Grobu Agamemnona. Tak samo jak ten „wielki potępieniec, co deptał światów zwyczajne porządki“, chce on sięgnąć ręką w trzewia narodu i zatargać niemi, chce „duchom wstydu wypalić rumieniec“, i w Śnie grobów, gdzie sam tok wiersza i dziki koloryt przypominają bardzo często muzę Słowackiego, myśl przewodnia, o ile się da ułowić, jest pożyczoną z Króla Ducha. „Przez zniszczenie do odrodzenia!“ — taki sens moralny można wyciągnąć ze słów anioła przeznaczeń:
Niech więc nie jęczy cichy proch człowieczy
Pod stopą, co go depce i uciska,
Bo odrodzenie światów ma na pieczy.
I z woli Bożej zostaje deptany,
Która mu triumf ojcostw zabezpieczy.