wydostać, aby poznać inne kręgi? Czy wreszcie zawsze wierni byli nieprzedawnionej zasadzie: „Miej serce i patrzaj w serce“, to jest czy zawsze umieli dotrzeć przez konwencjonalną powłokę do gruntu uczuć ludzkich?
Oto pytania, na które niepodobna odpowiedzieć stanowczo na korzyść dla owych poetów, w obronie których staje Asnyk. Bądź co bądź, skarga Asnyka była szczerą: sfera otaczająca poetę nie oddziaływała pobudzająco i zagrzewająco na jego sercę i fantazję.
Potrzeba było znaleźć jakiś modus vivendi z tą sferą. Jeżeli co w niej popłacało, to przedewszystkiem z jednej strony kunsztowność formy, z drugiej — ironja, nie owa bajroniczna, burzliwa i wyzywająca, która była tam anachronizmem, ale ta bierna, jałowa, niedołężna protestacja, która znalazła słynnych przedstawicieli w Mussecie i Heinem.
Potrzeba śmiać się więc narówni z wami,
I razem z wami nad przepaścią pląsać,
Potrzeba kryć się ze swojemi łzami,
I z własnych uczuć głośno się natrząsać,
Karmić się codzień skandalem, plotkami,
Różować twarze i przechodniów kąsać,
Wszystko szlachetne zdeptać, sponiewierać,
Potrzeba śmiać się... śmiać się i umierać.
Smutny program, na szczęście nie wykonany przez poetę w całej rozciągłości, i owszem, sprowadzony do zakresu dość niewinnego. Szyderstwo w ustach Asnyka traci gorycz heinowskiego cynizmu, staje się nieraz żartobliwym tylko grymasem. Szał bachancki w jednym tylko wystrzela wierszu: Pijąc Falerno. Reszta poezyj tworzona w kierunku heinizmu (Legenda pierwszej miłości, Niezręczny, Nawrócenie, Karmelkowy wiersz, Karnawałowy lament poety, Przestroga, Niezabudki kwiecie, Spóźniona odpowiedź i t. p.) obiera przeważnie za przedmiot ironji, czasem dość bladej,