świat niewieści, z jego obłudą i bezdusznością. Odzywają się i tony erotyczne (Róża, Rada, Anakreontyk, Dzień i noc), tak przyzwoite i tak wdzięczne, że się mogą swobodnie ślizgać po woskowych posadzkach salonów, a dość przytem zmysłowe, aby w bezdusznej sferze budzić zajęcie.
To była jedna część haraczu płaconego sferze, w której się poeta zamknął dobrowolnie; druga dotyczyła formy. Filigranowość, lekkość formy stroficznej, płynność, przeźroczystość i melodyjność wiersza doprowadził Asnyk do najwyższego stopnia doskonałości. Niejedna strofa jego to prawdziwe cacko, podobne do tych, co podług starej mody ustawiano w salonach na etażerkach, aby bawiły wzrok gości. Do czego to cacko białe, złocone, przejrzyste, miało służyć, jaka treść była tej strofy, było to rzeczą obojętną; wszystkich zachwycała tylko forma. Naturalnie treść nie mogła być ani zbyt silną, bo rozgniotłaby tę delikatną budowę, ani zbyt rażącą smak publiczności. Ale poeta wiedział, czem ma napełniać te cacka, te filiżaneczki z najdelikatniejszej porcelany rymotwórczej. Albo je nalewał sentymentalizmem, zawsze popłatnym u kobiet, co „lubią poezję zajadać na wety“, (Gałązka jaśminu, Zmarłej dziewicy) i naiwnością, która jako sielankowa nowalja również mile jest witaną w salonach (Bławatek, Przebudzona, Nie będę cię rwała), — albo wkładał tam czułe listki, jak Między nami nic nie było, Zwiędły listek, i całe pęki kwiatów: Lilje, Dzwonki, Fiołki i t. d. Niekiedy z tych waz misternych strzelały miłosne zachwyty, trochę naiwne, trochę zmysłowe (Różowa chwilka, Ja ciebie kocham, Ach powiedz), czasem nawet idealniejsze wionęło uczucie, jak w Uwielbieniu.
Ale ta twórczość filigranowa, jakkolwiek zjednywała poecie oklaski, robiła go modnym i sławnym, niedługo przecież mogła go zadawalniać. Poczuł Asnyk, że muza
Strona:Adam Asnyk jako wyraz swojej epoki.djvu/029
Ta strona została uwierzytelniona.