nąć żywej poezji u źródeł ludowych, to mógł, szukając, natrafić na inne źródła. I w istocie natrafił na nie. Temi źródłami były odświeżone w sercu i w pamięci echa dzieciństwa, ów „kraj lat dziecinnych“, o którym Mickiewicz powiada:
Święty i czysty jak pierwsze kochanie,
Niezaburzony błędów przypomnieniem,
Niepodkopany nadziei złudzeniem,
Ani zmieniony wypadków strumieniem.
Że ten kraj przypominał się i dawniej poecie, świadczy o tem Echo kołyski, jeden z wcześniejszych wierszy, umieszczony w pierwszym tomie. To, co tam matka śpiewa dziecku nad kolebką, pełne jest rzewnej, ale pogodnej miłości, tak niepodobne do innych znanych już tonów, które poeta z liry swej dobywał:
Pomimo gorzkich prób
Zawsze ach! dobrym bądź,
Z miłością drugich sądź,
I patrz z nadzieją w grób,
Nie zatrać dziecinnej wiary,
Nie żałuj swojej ofiary
Pomimo gorzkich prób.
O, nie mów, dziecię me!
Że marny życia trud,
Że wszystko fałsz i brud,
A prawdą tylko złe,
Że trzeba wątpić i szydzić,
Pogardzać i nienawidzić,
O, nie mów, dziecię me!
Ale to echo było przelotne i nie zwróciło poety w stronę pogodnych uczuć i tonów, nie przywołało go w cudny kraj dzieciństwa, gdzie leżały porzucone przezeń skarby: miłość rodzinna, wiara naiwna, czystość uczuć i świeżość wrażeń. Dopiero później odezwało się ono w piersiach