je, aby mu rozwiązały zagadkę żywota: Skąd i poco rodzą się w piersiach pragnienia ideału, które nie mają być nigdy ugaszone? Dlaczego on, który im właśnie służył, spotykał same zawody i dziś stoi nad grobem smutny i złamany? Skarga jego zanadto rozwlekła, refleksji w niej za wiele, ale refleksji tej towarzyszy prawdziwy akcent żalu, stąd i fantazja tu nie stygnie jeszcze i użycza tej skardze obrazowych wyrażeń. Piękny jest następnie obraz, jak starzec, oświecony blaskiem zachodzącego słońca, wyciąga w błękit ramiona błagalne, czekając boskiej odpowiedzi, i „sili się przedrzeć ciemne swych źrenic zasłony“ i „wytęża ucho w uroczystej ciszy“, aby dosłyszeć „śpiewnych dźwięków nadziei, łaski i pociechy“. Prośba wieszcza wysłuchana: „nagle czarna mgła ustępuje i oczom odsłania — nieśmiertelnej piękności dziewicze postacie“, nieśmiertelne grono niebianek spływa z góry na obłoku, aby dać odpowiedź Thamyrisowi, — ale tu naraz skrzydła fantazji odmawiają stanowczo posłuszeństwa poecie, i te panny, mieszkanki Helikonu, rozdawczynie natchnienia, przemawiają tak sucho i bezbarwnie, jak jakiś profesor filozofji, objaśniający znaczenie absolutu. Oto ustęp z ich odpowiedzi:
Wy śmiertelni bieg świata wyłącznie mierzycie
Miarą krótkich dni swoich i w tej jednej chwili
Chcielibyście to wszystko widzieć już w rozkwicie,
Czego dopiero zasiew bogowie rzucili;
I kiedy wam ich łaska tajną myśl odsłoni,
Wskaże cel, ku któremu posuwać się trzeba,
To wy go chcecie zaraz ująć w swojej dłoni,
I nie dosięgłszy... próżno oskarżacie nieba.
Nie możecie zrozumieć, że ten tajemniczo
Świecący wam nad głową ideał daleki,
Wiecznie nieuchwyconą dla was jest zdobyczą,
Ku której się przybliżać należy przez wieki.
Nie doskonałość bowiem waszym jest udziałem,