Trzydzieści lat mija[1], czy już minęło od czasu, jak po raz pierwszy odezwała się lutnia Asnyka. Trzydzieści lat — to ramy na całe pokolenie, a może i na cały okres literatury naszej. Ten okres, po wielkiem wyczerpaniu niwy poetyckiej w pierwszej połowie wieku, był bardzo ubogi w poezję i niewiele z niej nazwisk, jak się zdaje, przejdzie do potomności. Tem jaśniej mogło w nim świecić imię Asnyka, tem wybitniejszą rolę mogła odegrać jego poezja. Żyli jeszcze wprawdzie niektórzy przedstawiciele dawnej, świetnej poezji romantycznej, a jeden z nich żyje dziś jeszcze — ale stojąc na wyżynach przeszłości, niejako ponad światem lub poza światem żyjącym, choć się od czasu do czasu odzywali i byli wyrazem szlachetnej tradycji, nie mogli być wyrazem nowego życia, nowych zwrotów myśli i uczucia. Prawdziwym, głównym i najznakomitszym przedstawicielem poezji naszej ostatnich lat trzydziestu jest Asnyk.
Czemże jest jego poezja? Czem się różni od dawniejszej? Co nowego przynosiła? O ile odpowiadała treści życia naszego społeczeństwa z ostatnich lat trzydziestu? Jaka utajona w niej potęga i jakie panowanie nad sercami? Sądzę, że to pytania ważniejsze od szczegółowego rozbioru techniki wiersza i strofy Asnyka. Na ten szereg pytań, samemu sobie zadanych, będę się starał odpowiedzieć, niekoniecznie w tym porządku, w jakim są rzucone.
Trzydzieści lat temu, kiedy Asnyk jako dwudziestokilkoletni młodzieniec wstępował na arenę poetycką, stan społeczeństwa naszego był rozpaczliwy. Różowe ognie nadziei, któremi karmiliśmy oczy przez lat kilka, od czasu
- ↑ Pisano w 1896 r.