dobrze przyjętą i przyczyniła poecie wiele popularności wśród obozu młodego — to łatwo zrozumieć. Ale poeta nie należał do tych miernych duchów, dla których popularność, choćby schlebianiem kupiona, jest szczytem dążeń i równoznacznikiem sławy. Potrzebował on nietylko przed światem, ale i przed samym sobą uzasadnić przymierze swoje z nowemi prądami i uczynił to w kilku wierszach, z których Oda do miłości najbardziej jest znamienną, bo w niej najjaśniej wyłuszczone to przymierze. Poeta nie wyrzekł się swoich ideałów, tylko ukorzył się przed prawem ewolucji i uznał ich ewolucyjny rodowód. „Płomień żądzy znikomej“, wytworzywszy z miłosnego kochanków uścisku pierwszy węzeł wśród świata, świeci coraz czystszemi blaskami, szczepi miłość w nieśmiertelnem pięknie, „boski porządek z zamętu dobywa“, „wiąże plemiona i rody“, „uczy wznosić dla bóstwa ołtarze“, obejmuje całą ludzkość i przeobraża się wkońcu w szczytną miłość prawdy i cnoty. W innym wierszu należącym do tej kategorji, p. t. Noc pod Wysoką, bardzo pięknie przedstawiał sam akt, samą chwilę przymierza, i to uspokojenie, jakie ona mu przyniosła, gdy „uczuł się jednem łańcucha ogniwem, rozciągniętego przez otchłań błękitu“,
I mógł się poddać, jako drobny atom,
Tej twórczej myśli, co przewodzi światom,
I z nieodmiennym zgodzić się wyrokiem,
I odpoczywać, jak pod matki okiem.
Ale czy ten spokój jest trwały i na długo potrafi wystarczyć? Czy ta refleksja, która poecie przyniosła uspokojenie, przyniesie je także innym, którzy czują w sercu głód syntezy religijnej, a na karkołomne, śnieżne szczyty refleksji wspiąć się nie zdołają? I czy w istocie owe olśniewające prawa są tak wieczne i niewzruszone, jak się olśnionym oczom wydają? Refleksja nie przestawała pracować