temat zagadkę wszechbytu; w dwóch ostatnich przesunął się poeta na inny temat, nad inne głębie: — narodowego bytu. Jest tu naprzód wypowiedziana myśl, że żadna przemoc obca nie może zabić narodu, dopóki w nim jest „i wola, i godność i męstwo człowiecze“, i że tylko sam naród zabić może siebie, popadłszy w zupełne zwątpienie; i druga, w bardzo piękną formę ujęta myśl, że dawna Polska w starych kształtach odrodzić się nie może, i jeżeli się odrodzi, to w nowej postaci i na podstawie sił nowych.
Gdy mówię o tych głębiach, przychodzi mi na myśl jedna w szczególności mielizna na wodach refleksji poetycznej Asnyka, owa dziwnie błędna opinja o nowszej historjografji naszej, którą Asnyk w rymy ubierał i pozwalał drukować — z prawdziwą szkodą własną. Ale w czas jubileuszowy lepiej o tem nie mówić.
Mówiłem dotąd o liryce Asnyka. To, co poza liryką poeta utworzył, mianowicie w formie dramatycznej, ma drugorzędne znaczenie i do syntezy jego poezji niewiele dorzucić może. Wyjątek zapewne stanowi Kiejstut, tragedja poważna, pełna ruchu i sytuacyj dramatycznych, pięknym napisana wierszem, mająca ustępy o szczerym liryzmie. Ciężar tragedji spoczywa tu na dwóch ludziach: Kiejstucie, który nadaje nazwę tragedji, i Konradzie Wallenrodzie. Kiejstuta, nie odbiegając od historji, przedstawił poeta jako otwartą, szlachetną, rycerską naturę, otoczył go szczególną sympatją, wlał weń wiele szlachetnego liryzmu. Konrada Wallenroda wziął poeta — i to jest nieszczęście jego tragedji — nie z historji, ani z własnej fantazji, ale żywcem, z całym rynsztunkiem nadludzkiego poświęcenia, z poematu Mickiewicza.
Nie wiem, do czegoby to przyrównać? Naprzykład, gdyby ktoś napisał sztukę z dziejów Danji i wprowadził do niej królewicza Hamleta, marzącego o zemście za śmierć ojca. Nie widziałem Kiejstuta na scenie, znam go tylko
Strona:Adam Asnyk jako wyraz swojej epoki.djvu/065
Ta strona została uwierzytelniona.