z czytania, ale zdaje mi się, żebym się trząsł ze strachu przy ukazaniu się Wallenroda na scenie, widząc w nim jakby upiora. I przy czytaniu było mi straszno, gdym się dowiedział, co to za Wallenrod, a straszno mi było głównie za niego, czy też on będzie takim Wallenrodem, jakiego ja mam w pamięci? Ta ciągła przytomność wrażeń, wywołanych arcydziełem Mickiewicza, w wysokim stopniu psuje ogólne wrażenie tragedji Asnyka, a postać Wallenroda swoją tragicznością zupełnie przygniata postać głównego bohatera.
Na zakończenie chcę jeszcze wrócić do liryków i opowiedzieć treść jednego z nich. Jest w czwartym tomie wiersz p. t. Samotne widmo. Blady cień wysunął się ze swego mieszkania cmentarnego i w mgle wieczornej usiadł przy drodze cmentarnej, i wzdycha, skarży się, narzeka. Ludzie oświadczali mu kiedyś gorącą miłość, przyrzekali wieczną pamięć chować, a oto grób jego zupełnie opuszczony i zapomniany. Jakiś litościwy przechodzień zatrzymał się przed żałosnym duchem i zapytał go o przyczynę tego zapomnienia. Duch odpowiedział:
„Ach serce ludzkie tak zmienne!
Dawszy mi łoże kamienne,
Cień zapomnienia głęboki
Nad grobem mym rozpostarło...
Choć jestem całej epoki —
Myślą umarłą“.
Niemały to zaszczyt być myślą całej epoki, chociażby umarłą, i duch poety — bo on to jest owym cieniem — mógłby w tem znaleźć dostateczną pociechę, zwłaszcza że, jak wiemy od niego, nic na świecie naprawdę nie umiera i „zmarłych pokoleń idealna sfera — w żywej ludzkości wieczne ma siedlisko“. A co się tyczy zapomnienia, to nie mówiąc o obecnym jubileuszu, który jest poniekąd zaprzeczeniem tej skargi, kwestja tak się przedstawia: