Strona:Adam Krechowiecki - Józef Ignacy Kraszewski.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.

„Nie miałem do niej wzorów i nie mogę się przyznać, ażebym kogo naśladował, lub się z czego zapożyczył. Nie należałem ani wówczas, ani później do żadnej grupy, do żadnej szkoły, do żadnej gromadki, któraby myślami się dzieliła, podtrzymywała, wspomagała.
„Osamotniony, od początku byłem wystawiony na strzały i napaści ze wszech stron, zmuszony sam się bronić przeciwko nim,[1] nie mając do pomocy — nikogo.
„Całego mojego zawodu literackiego to odosobnienie było i jest znamieniem. Wiele straciłem na tem, żem się na nikogo powołać, do nikogo przytulić nie mógł...
„Obchodzono się ze mną długo, jak ze strzelcem, który bez pozwolenia puścił się w lasy cudze, i którego wszyscy myśliwi „podporządkować“ pod nadzór ścigają...
„Nie mogłem się powołać ani na nauczyciela, ani na towarzyszów, ani na żadną szkołę.
„Że mnie obchodzenie się krytyki więcej niż srogie, bo najniesprawiedliwsze, złośliwe, lekceważące, nie zraziło, żem nie poprzestał pisać, prawdziwie nie wiem, czemu to mam przypisać... chyba uporowi...
„Nikt się do mnie jako do towarzysza nie przyznawał; nikt bratem mi być nie chciał“...
Pełne goryczy słowa a, wyznać trzeba, nie zupełnie uzasadnione. Nie zbywało wprawdzie na złośliwych i rzeczywiście lekceważących krytykach, jak owa, przez S.P. w r. 1838 w „Magazynie Powszechnym“ ogłoszona. Nie można jednak zapominać, że Kraszewski na każdą niemal recenzyę ujemną odpowiadał nieraz nawet bardzo uszczypliwie, jak np. w owej bajce o psach i księżycu, wydrukowanej w „Tygodniku Petersburskim“ jak w artykule o „Galileizmie“ w temże piśmie zamieszczonym. Nie można zapomnieć, że sam Kraszewski w sądzie o innych, a nawet o całej współczesnej sobie literaturze, był zrazu niezmiernie surowy, że w poglądach swych i orzeczeniach często bez głębszego umotywowania, a z zapałem nowatora, ciskał gromy potępienia. To musiało wywołać i wywołało, zwłaszcza wśród „rutynistów“ reakcyę, nawet za daleko idącą, aż do zarzutów szatańskiej pychy i braku wszelkich uczuć...

W przytoczonym powyżej ustępie „Nocy bezsennych“ nie tylko to jest znamiennem, że ostrze pocisków krytycznych, wymierzone w pierś młodzieńca, dawało się tak jeszcze dotkliwie uczuć, po tylu latach, zgnębionemu innymi ciosami starcowi, — lecz przedewszystkiem to wyznanie pisarza, że nie szedł niczyim śladem, że nie miał „ani nauczyciela, ani towarzyszów“. I to jest

  1. Miał tu zapewne Kraszewski na myśli swoje artykuły polemiczno-krytyczne, zamieszczane w „Tygodniku Petersburskim“ z r. 1833, 1837 i lat następnych.