Strona:Adam Krechowiecki - Józef Ignacy Kraszewski.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

blą drewnianą, gotów nieprzyjaciela ojczyzny rozpłatać. Tęgi malec. Uśmiecham się, ale w sercu gorzko.
„I znowu cisza, — milczenie — nieodgadnione jutro... Na jak długo?? Quis scit co za górą?“
Ponury obrazek z życia więziennego, nakreślony barwnem piórem powieściopisarza. Widzimy wyraźnie ów dziedziniec i wlokącą się przez uliczkę postać starca — więźnia i zgraję psotnych, urągających niedoli dzieci i tego malca, wygrażającego mu szablą drewnianą... A jakże charakterystyczne to uznanie patryotyzmu w owym chłopcu, wyrażone przez usta znieważonego więźnia okrzykiem: „Tęgi malec!“... Przenika nas do głębi duszy ten uśmiech nieszczęśliwego starca i równą goryczą przesiąka serce...
A dalej snuje więzień gorączkowe marzenia, — marzenia jednak kojące, bo wyłącznie ku przeszłości zwrócone:
„We śnie przerywanym, który nigdy nie trwa dłużej godziny, — nadlatujące marzenia (rzecz szczególna) nigdy nie odbijają teraźniejszości, nie sprowadzają osób bliższych, z któremi się niedawno widziało. — Najczęściej przychodzą umarli, niemal oni tylko wyłącznie, i z sobą przynoszą, w formie teraźniejszości, to, co dawno, niepowrotnie dokonane, skończone i zapomniane było.
„Co kilka dni we śnie oglądam jakąś nowo nabytą posiadłość, dom, majętność. Ojciec, matka, najdroższe widma przeszłości towarzyszą mi. Bolesna teraźniejszość znika jakby jej nie było, niema we snach ani przypomnienia, ani poczucia obecnego położenia. Jest też istnem dobrodziejstwem, że choć we śnie zapomnieć o tem można.
„Bezdomny, bo w Dreźnie jestem niemożliwym bądź co bądź — nieustannie we snach szukam osiedlenia, domu; oglądam i targuję naprzemiany to nazbyt wspaniałe dla mnie, to zbyt szczupłe i liche... i moim obyczajem — przemyślam o urządzaniu się, o przerabianiu, o gospodarstwie nowem.
„W czasie Jubileuszu śnił mi się pogrzeb mój własny; pamiętam, żem się wypraszał od trumny, zaręczając, że do niej gotów jeszcze nie byłem.. Teraz dokucza to osiedlanie się, o którem nie myślę, bo przed sobą nie widzę dotąd najmniejszej nadziei wyzwolenia, a siły nie wiele na przyszłość rachować dozwalają.
„W tych snach co za osobliwsza mieszanina postaci, miejsc, okoliczności, momentów w żadnym z sobą nie będących związku, Wśród umarłych występują też znane mi tylko z nazwiska znakomitości, wielkie potęgi tego świata, — stawiąc się to przyjaźnie, to wrogo.
„Mimowolnie przebudziwszy się, gdy zegarek wydzwania godzinę, — uśmiecham się otrzeźwiony, — znajdując się przeniesionym znowu na więzienne łóżeczko, w ciasnej izdebce, pod której oknem słychać wiekuisty, nieustający chód straży...