To jedna śmierć, moje dzieci;
Ale jest straszniejsza druga,
Bo nie umarza od razu,
Powolna, boleśna, długa:
Śmierć ta dwie społem osoby ugodzi;
Lecz moje tylko zabija nadzieje,
Drugiej — bynajmniej nie szkodzi.
Ona żyje, ona chodzi,
Kilka drobnych łez wyleje,
Potem w niej czucie rdzawieje,
I została nakształt głazu.
Ach, dwie osoby uderza od razu!
Lecz moje tylko zabija nadzieje,
A jej bynajmniej nie szkodzi!
Kwitnie życiem, kwitnie zdrowiem.
Taką śmiercią umarła... kto? o, nie... nie powiem!
Nieprawdaż dzieci? straszniejsza daleko,
Gdy trup z rozwartą, ot tak powieką.
Jednak umarła!... Kiedy płaczę, ręce łamię,
Zbiegli się ludzie dokoła,
Wyciągają długie szyje;
Jeden mówi, że ja kłamię;
Drugi potrąca i woła:
Patrz, szaleńcze, ona żyje!
Nie wierz, choćby ci szyderce
Po tysiąc razy mówili;
Słuchaj, co mówi to serce:
Niemasz, niemasz Maryli!
Jeszcze rodzaj śmierci trzeci:
Śmierć wieczna, jak Pismo mówi.
Biada, biada człowiekowi,