Strona:Adam Mickiewicz - Dziady część I, II i IV.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

Za słodycz twego jednego spójrzenia!
Ach, i gdyby w posagu
Płynęło za nią wszystkie złoto Tagu,
Gdyby królestwo w niebie:
Oddałbym ją za ciebie!
Najmniejszych względów nie zyska odemnie,
Gdyby za tyle piękności i złota
Prosiła tylko, ażeby jej luby
Poświęcił małą cząstkę żywota,
Którą dla ciebie całkiem poświęca daremnie;
Gdyby prosiła o rok, o pół roka,
Gdyby jedna z nią pieszczota,
Gdyby jedno mgnienie oka:
Nie chcę! nie! i na takie nie zezwolę śluby!

(surowo)

A ty sercem oziębłem, obojętną twarzą,
Wyrzekłaś słowo mej zguby
I zapaliłaś niecne ogniska,
Któremi łańcuch wiążący nas pryska,
Które się wiecznem piekłem między nami żarzą,
Na moje wieczne męczarnie!
Zabiłaś mię, zwodnico! Nieba cię ukarzą,
Sam ja... nie puszczę bezkarnie...
Idę, zadrżyjcie odmieńce!

(dobywa sztylet i ze wściekłą ironią)

Błyskotkę niosę dla jasnych panów!
Ot tym wina utoczę na ślubne toasty...
Ha! wyrodku niewiasty!
Śmiertelne ścisnę wkoło szyi twojej wieńce!
Idę jak moję własność do piekła zagrabić,
Idę!... (wstrzymuje się i zamyśla) O nie, nie... nie!... żeby ją zabić,
Trzeba być trochę więcej, niż pierwszym z szatanów!
Precz to żelazo! (chowa). Niech ją własna pamięć goni,

(Ksiądz odchodzi.)

Niech ją sumnienia sztylety ranią!
Pójdę, lecz pójdę bez broni,