Świeco niedobra! właśnie pora była zgasnąć!
I nie mogłam doczytać… czyż podobna zasnąć?
Waleryo! Gustawie! anielski Gustawie!
Ach, tak mi często o was śniło się na jawie,
A przez sen — będę z wami, Pan Bóg wie, dopóki!
Smutne dzieje, jak smutnej są źródłem nauki!
Po co czytam? Już koniec przezieram z daleka!
Takich kochanków! tutaj (wskazuje ziemię) cóż innego czeka?
Waleryo! ty przecież z pomiędzy ziemianek
Zazdrości godna! Ciebie ubóstwiał kochanek,
O którym inna próżno całe życie marzy.
Którego rysów szuka w każdej nowej twarzy
I w każdym nowym głosie nadaremnie bada
Tonu, który jej duszy brzmieniem odpowiada.
Bo ich twarze tchną głazem jak Meduzy głowa,
Nad słotny deszcz jesienny zimniejsze ich słowa!
Codzień z pamiątką nudnych postaci i zdarzeń
Wracam do samotności, do książek — marzeń: