Strona:Adam Mickiewicz - Dziady część I, II i IV.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

Na baranka bez ustanku
Wołam: baś, baś, mój baranku!
Baranek zawsze z daleka;
Motylka różeczką gonię
I już, już chwytam go w dłonie:
Motylek zawsze ucieka.
Tu niegdyś, w wiosny poranki,
Najpiękniejsza z tego sioła
Zosia, pasając baranki,
Skacze i śpiewa wesoła.
La la la la.
Oleś za gołąbków parę
Chciał raz pocałować w usta;
Lecz i prośbę i ofiarę
Wyśmiała dziewczyna pusta.
La la la la.
Józio dał wstążkę pasterce,
Antoś oddał swoje serce;
Lecz i z Józia i z Antosia
Śmieje się pierzchliwa Zosia.
La la la la![1]

Tak, Zosią byłam, dziewczyną z tej wioski;
Imie moje u was głośne:
Że chociaż piękna, nie chciałam zamęścia,
I dziewiętnastą przeigrawszy wiosnę,
Umarłam, nie znając troski
Ani prawdziwego szczęścia.
Żyłam na świecie; lecz, ach! nie dla świata!
Myśl moja, nazbyt skrzydlata,
Nigdy na ziemskiej nie spoczęła błoni;
Za lekkim zefirkiem goni,
Za muszką, za kraśnym wiankiem,
Za motylkiem, za barankiem;
Ale nigdy za kochankiem.

  1. Z Getego.