Więcéj dusz wychodzących z ciała ja widziałem,
Niźli Wać Pan przeczytał książek w życiu całem:
A to jest rzecz niemała widziéć, jak człek kona.
Widziałem ja na Pradze księży zarzynanych,
35
I w Hiszpaniji żywcem z wieży wyrzucanych;
Widziałem matek szablą rozrywane łona,
I dzieci konające na kozackich pikach,
I Francuzów na śniegu, i Turków na palu;
I wiem, co w konających widać męczennikach,
40
A co w złodzieju, zbójcy, Turku lub Moskalu;
Widziałem rozstrzelanych, co patrzyli śmiele
W rurę broni, nie chcieli na oczy zasłony:
A jak padli na ziemię, widziałem w ich ciele
Strach, co za życia wstydem i pychą więziony,
45
Wyszedł z trupa jak owad i pełzał wokoło;
Gorszy strach, niż ten, który tchórza w bitwie nęka,
Taki strach, że dość spojrzeć na zamarłe czoło,
Aby widziéć, że dusza dąsa się i lęka,
Gardzi bolem i cierpi, i wieczna jéj męka.
50
A więc, mój Panie, myślę, że twarz umarłego
Jest jak patent wojskowy do świata przyszłego;
I poznasz zaraz, jak on tam będzie przyjęty,
W jakiej randze i stopniu, święty czy przeklęty.
A więc tego człowieka i pieśń i choroba
55
I czoło i wzrok wcale mi się nie podoba.
Otóż Wać Pan spokojnie idź do swojéj celi
My z bratem Piotrem będziem przy chorym siedzieli.
Przepaść — tysiąc lat — pusto — dobrze — jeszcze więcéj!
Ja wytrzymam i dziesięć tysiąców tysięcy.
60
Modlić się? — tu modlitwa nie przyda się na nic —
I byłaż taka przepaść bez dna i bez granic? —
Nie wiedziałem — a była.