i nastroju pierwszej, Gustawowej; było to uczucie niemal ojcowskie człowieka, który wiele w życiu przecierpiał, przebolał i szukał osłody w niewinnym uśmiechu dziewczęcia polskiego. Dawał jej w sercu swem miejsce drugie, skoro pierwsze zajął był kto inny raz na zawsze[1]. Religijna atmosfera domu Ankwiczów zaczęła zwolna oddziaływać na Mickiewicza. Już z początkiem stycznia 1830 r. powróciwszy z kościoła Jezuitów, gdzie widział »panie swoje« spowiadające się, napisał poeta znamienne i pełne natchnienia religijnego wiersze, znane potem jako wiersz do Marceliny Łempickiej. Znajdujemy w nim pierwszy od lat kilku ton religijny, tak głęboki i czysty, że już sam ten ton dowodzi wielkiej i stanowczej ewolucji duchowej w kierunku wiary głębokiej. Już tutaj wyraża Mickiewicz silną wiarę w potężny wpływ aniołów na ludzi.
Rola anioła jest tam tak samo pojęta i określona, jak później w III-ej części Dziadów. Całe widzenie Ewy (scena IV) jest właściwie rozwinięciem i spotęgowaniem myśli, zaznaczonych lekko w wierszu do M. Łempickiej. Już poeta sil-
- ↑ W dwa lata potem pisał z Poznania do Domeyki (2 stycznia 1832 r.); »Twój list dawny, smutny, odebrałem w Rzymie. Było tam kilka słów Marji. Widok jej ręki tak mnie upoił, że płakałem jak dziecko. Pierwszy to był płacz od pożegnania się z Czeczotem i Zanem. Nie będziemy już nigdy widzieć się ze sobą. Ale powiedz jej, że ona zawsze ma w sercu mojem miejsce, z którego nikt jej nigdy nie usunął i gdzie jej nikt nie zastąpi. (Kor., II 151).