Strona:Adam Mickiewicz - Dziady część III.djvu/14

Ta strona została skorygowana.

nych sam doznać musiał wrażeń religijnych, już ocenił doniosłość duchowej ekstazy, skoro wiersz swój do panny Łempickiej tak kończy:

Jabym dni wszystkich rozkosz za nic ważył,
Gdybym noc jedną tak jak ty przemarzył.

Gdybym!... Cała trudność i niepewność spokoju ducha widnieje z tych słów końcowych. Serce jego rwało się ku marzeniom cichym, niebiańskim, anielskim, ale rzeczywistość burzyła rojenia tęczowe i »srodze budziła« z marzeń religijnych. Filareci: Daszkiewicz i Jan Sobolewski zmarli w tym roku (1830) na wygnaniu; ta wieść żałobna rzuciła cień smutku na jasne dni włoskie. Złowrogie przeczucia owładnęły Mickiewiczem. W lipcu 1830 r. napisał prześliczny wiersz Do Matki Polki, wieszcząc na kilka miesięcy przed 29 listopada męczeństwo bez zmartwychpowstania.
W październiku 1830 r. stosunek z Ankwiczami uległ stanowczej zmianie. Ojciec Henryki dał wyraźnie Mickiewiczowi do zrozumienia, że nie powinien się łudzić nadzieją małżeństwa. Poeta odchorował ten nowy zawód. A jak w r. 1823 na rozpacze serca kochanek Maryli znalazł gorzkie, lecz uzdrawiające lekarstwo w celi Bazyljańskiej, tak teraz niespodziewany wybuch wojny narodowej położył kres troskom osobistym i kazał drżeć nie o własne, lecz o narodu szczęście.
Zdala od Polski, pozbawiony dokładnych wiadomości o rewolucji listopadowej, »całemi dniami biegał w Rzymie bez celu, a wieczorami myślał«. »Różne przeszkody« zatrzymywały go w Rzymie