Strona:Adam Mickiewicz - Dziady część III.djvu/224

Ta strona została przepisana.

Jak dziko, patrzy! jaki to wzrok dumy:
       155 Wielka osoba! — Za nim wozów tłumy:[1]
To pewnie orszak nadwornéj gawiedzi;[2]
A wszyscy, patrz-no, jakie oczy śmiałe!
Myśliłem, że to pierwsze carstwa pany,[3]
Że jenerały, albo szambelany:
       160 Patrz, oni wszyscy — to są chłopcy małe.
Co to ma znaczyć, gdzie ta zgraja leci?[4]
Jakiegoś króla podejrzane dzieci«.[5]
Tak z sobą cicho dowódzcy gadali;[6]
Kibitka prosto do stolicy wali.


PRZEDMIEŚCIA STOLICY[7]

Zdala, już zdala widno, że stolica.
Po obu stronach wielkiej, pysznej drogi,
Rzędy pałaców. Tu, niby kaplica
Z kopułą, z krzyżem; tam, jak siana stogi
       5 Posągi stoją pod słomą i śniegiem;
Owdzie, za kolumn korynckich szeregiem,
Gmach z płaskim dachem, pałac letni, włoski;
Obok, japońskie, mandaryńskie kioski,
Albo z klassycznych czasów Katarzyny
       10 Świeżo małpione klassyczne ruiny.[8]
Różnych porządków, różnych kształtów domy,
Jako zwierzęta z różnych końców ziemi,
Za parkanami stoją żelaznemi,
W osobnych klatkach. — Jeden niewidomy[9]

  1. w. 155 wozów ] kibitek R1.
  2. w. 156 To pewnie orszak ] To ciżba iego R1.
  3. w. 158 Myśliłem ] Myślałby R1.
  4. w. 161 ta ] tak R1.
  5. w. 162 podejrzane ] lub xiążecia R1.
  6. w. 163—164 niema wR1.
  7. Przedmieścia Stolicy, w R1 i R2 napis: Petersburg.
  8. w. 10 Świéżo ] Sztucznie R1.
  9. w. 14 osobnych ] żelaznych R1.