Car, jak kręgielna kula, między szyki
Wleciał i spytał o zdrowie gawiedzi.
»Zdrowia ci życzym« szepcą wojowniki.
235
Ich szepty były jak mruk stu niedźwiedzi.
Dał rozkaz, — rozkaz wymknął się przez zęby
I wpadł jak piłka w usta komendanta,
A potém gnany od gęby do gęby
Na ostatniego upada sierżanta.[1]
240
Jęknęły bronie, szczęknęły pałasze,
I wszystko było zmieszane w odmęcie.
Na linijowym kto widział okręcie
Ogromny kocioł, w którym robią kaszę,[2]
Kiedy weń woda z pompy jako z rzeczki
245
Bucha, a w wodę sypie majtków rzesza
Za jednym razem krup ze cztery beczki,
Potém dziesiątkiem wioseł w kotle miesza;
Kto zna francuską izbę deputatów,[3]
Większą i stokroć burzliwszą od kotła,
- ↑ Między w. 239 a 240 w R2:
A jak głaz z góry, i z większym pośpiechem
I z częstszem coraz odzywa się echem. - ↑ w. 243 robią ] warzą R1.
- ↑ ww. 248—269 Jest to znakomite oddanie osobistych wrażeń Poety z paryskiej Izby Posłów z lat 1831—32; warto porównać pełen zjadliwej ironji artykuł Mickiewicza Nowe zatwierdzenie. Alien-Biln we Francji, drukowany W Pielgrzymie Polskim z d. 5 kwietnia 1833 r.
Już go i z gazet i z trybuny wieńczy,
Już męczenników puścił w zapomnienie,
I będzie sławił cara, co nas dręczy.
Niemcy skromniejsi i nie dbają wcale
O ministerstwa i o przyjaźń królów:
Dość, że im przyślą orderzyk Moskale
I dadzą tytuł poważny »konsulów«,
I profesora, co był szewca synem,
Zrobią szlachcicem, ruskim dworzaninem;
On przez dzień cały chodzi po spacerach,
Albo przy piwie zasiada w orderach,
A w wieczór pisze, cara sławiąc, póki
Wystarczą lipskie bibuły i druki.