Jakże zmienione, niepodobne wcale
Do owych bystrych potoków alpejskich,[1]
355
Co rycząc mętne walą się po skale,
Aż w jezior jasném spotkają się łonie,[2]
I tam odpoczną i oczyszczą wody,
A potem zlekka nowemi wychody
Błyskają, tocząc szmaragdowe tonie. —
360
Tu, półki weszły czerstwe, czyste, białe;[3]
Wyszły zziajane i oblane potem,
Roztopione, mi śniegi poczerniałe,[4]
Brudne z pod lodu wydeptaném błotem.[5]
Wszyscy odeszli: widze i aktory.
365
Na placu pustym, samotnym, zostało
Dwadzieścia trupów: ten ubrany biało,
Żołnierz od jazdy; tamtego ubiory
Nie zgadniesz jakie, tak do śniegu wbity
I stratowany końskiemi kopyty;
370
Ci zmarzli, stojąc przed frontem jak słupy,[6]
Wskazując półkom drogę i cel biegu;
Ten się zmyliwszy w piechoty szeregu,
Dostał w łeb kolbą i padł między trupy.
Biorą ich z ziemi policyjskie sługi
375
I niosą chować martwych, rannych społem:
Jeden miał żebra złamane, a drugi
- ↑ w. 354—359 mamy tu wyraźne przypomnienie wrażeń szwajcarskich z lata 1830 r., zwłaszcza Rodanu i jeziora genewskiego.
- ↑ w. 356 jasném spotkają się ] jasnych ukryją się R1.
- ↑ w. 360 Tu półki weszły ] Tu szyki weszły (sklniące się i białe) R1.
- ↑ w. 362 Roztopionemi śniegi ] I rostopionym śniegiem R1.
- ↑ w. 363 lodu ] śniegu R1.
- ↑ w. 370—371 w R1: Ci zmarzłszy s koni pospadali w biegu
I..... prosto nieruchome słupy
Warjant: Stoją aż bębnem dano znak narescie
I wylewa się długich kolumn dwieście
Ciągną się płyną powolnemi ruchy
(I toną) (toną w ulicach, rozlały się w mieście)
Płyną i toną w głębi ulic miejskich.