Strona:Adam Mickiewicz - Dziady część III.djvu/261

Ta strona została przepisana.

Żółte, jak obłok nad słońcem zachodu;[1]
Oblicze piękne, szlachetne, surowe.
Okiem tak pilnie w swojej księdze czytał,
Że słysząc obcych kroki i rozmowę
       50 Tuż ponad sobą, kto są, nie zapytał;
I tylko z ręki lekkiego skinienia
Widać, że prosi, wymaga milczenia.
Coś tak dziwnego było w ręki ruchu,
Że choć podróżni tuż nad nim stanęli,
       55 Patrząc i szepcąc i śmiejąc się w duchu,

  1. ww. 45—146 Józef Oleszkiewiez urodził się r. 1777 na Żmudzi, w parafji Szydłowskiej, z ubogich rodziców; był uczniem Smuglewicza w Szkole głównej wileńskiej w r. 1800. W r. 1803 odbył podróż do Drezna i Paryża, gdzie się doskonalił w sztuce malarskiej pod Davidem. W r. 1810 udał się do Petersburga; tu w r. 1812 obrany został przez Akademję sztuk pięknych honorowym akademikiem w dziale historycznego malarstwa. Umarł w Petersburgu 5 października (st. st.) 1830 r. Obrazy jego wylicza Rastawiecki w Słowniku malarzy polskich. Fr. Malewski napisał jego nekrolog w Tygodniku Petersburskim (1831 r. nr. 41), skąd przytaczamy ważniejsze rysy charakteru:
    »Obdarzony umysłem czynnym i mocnym, Oleszkiewicz nie ustawał na chwilę w przenikaniu tajemnic całotworu i w zgłębianiu słowa Bożego. Pismo Św. stało mu się dziennych i nocnych rozmyślań przedmiotem; do tej księgi ksiąg sprowadzał przeszłe i przyszłe dzieje świata i człowieka. — Potrzebował mówić o prawdach i tajemnicach, długo w sercu noszonych; gdziekolwiek wszedł, odwodził zaraz rozmowę od pospolitych przedmiotów i przenosił ją w wyższą krainę; miał po temu dar słowa, długiem ćwiczeniem kształcony... Nikomu to słowo bliźni nie było droższe, w nikim tak prędkiego i mocnego spółczucia nie budziło. — ...jego nadobna postawa, szlachetne rysy oblicza, pogodne czoło i miły dźwięk głosu, łączyły się razem na odegnanie rozpaczy i sprawienie ulgi zbolałemu sercu. Po chrześcijanskiem przygotowaniu się na nowy żywot, jeszcze nieraz do obecnych przemawiał i jeszcze ich nauczał. »Pamiętaj —