Umilkli wszyscy, przerwać mu nie śmieli.[1]
Jeden w twarz spojrzał i poznał i krzyknął:[2]
»To on!« I któż on? — Polak, jest malarzem,
Lecz go właściwiej nazywać guślarzem;
60
Bo dawno od farb i pędzla odwyknął,
Bibliją tylko i kabałę bada,
I mówią nawet, że z duchami gada.
Malarz tymczasem wstał, pisma swe złożył
I rzekł, jak gdyby rozmawiając z sobą:
65
Kto jutra dożył, wielkich cudów dożył,
Będzie to drugą, nie ostatnią próbą;
- ↑ w. 56 mu ] go R1.
- ↑ Po w. 57 w R1: (To Oleszkiewi). Poprawione jak w tekście.
rzekł do jednego z młodych, że nigdy nadto poczciwym być nie można«. Dodajmy do tych słów Malewskiego jeszcze to, co Mikołaj Malinowski napisał o stosunku Oleszkiewicza do Mickiewicza w swym łacińskim pamiętniku:
»Józef Oleszkiewicz, teozof, prorok niemal, do którego Mickiewicz przywiązał się uczuciem najwyższego podziwu i utrzymywał, że wtenczas dopiero miałby się za poetę, gdyby choć setną cząstkę natchnienia Oleszkiewicza posiadał. Rzeczywiście imaginacja Oleszkiewicza była potężną, serce niezrównanej dobroci, pracowitość ogromna, wymowa porywająca, ale psuł ją głos niemęski, cieniuchny i w chwilach zapału krzykliwy. Oleszkiewicz, zatopiony w mistycyzmie, w biały dzień wpadał w jakieś nadzwyczajne widzenia, a przemykające się obrazy brał za rzeczywistość. Nie wahał się twierdzić, że Księga Ksiąg wszystko opowiedziała, co było, jest i będzie. Tak mocno w to wierzył, że na dalekie lata z tekstów proroczych przepowiadał przyszłą dolę narodów, a mianowicie własnego. On to był twórcą rozwijanej później przez Mickiewicza, Krasińskiego i Odyńca idei, że naród polski wziął od Boga osobne, święte posłannictwo poprowadzenia ludzkości drogami Pańskiemi«. — Ob. Ramoty starego Detiuka (Ant. Andrzejowskiego), Wilno, 1914 r. t. I—II.