Jako róża, anioł sadów,
We dnie kwitnie, w noc jej wonie
Bronią senne dziecka skronie
Od zarazy i owadów.
10
Nieraz ja na prośbę matki
I za pozwoleniem bożem,
Zstępowałem do twéj chatki,
Cichy, w cichej nocy cieniu:
Zstępowałem na promieniu
15
I stawałem nad twém łożem.
Gdy cię noc ukołysała[1],
Ja nad marzeniem namiętném
Stałem, jak lilija biała,
Schylona nad źródłem mętném.
20
Nieraz dusza mnie twa zbrzydła:
Alem w złych myśli nacisku
Szukał dobréj, jak w mrowisku
Szukają ziarnek kadzidła.
Ledwie dobra myśl zaświeci,
25
Brałem duszę twą za rękę,
Wiodłem w kraj, gdzie wieczność świeci,
I spiéwałem jej piosenkę,
Którą rzadko ziemskie dzieci
Słyszą, rzadko i w uśpieniu,
30
A zapomną w odecknieniu.
- ↑ Po w. 15 w D: Gdy dusza zamknęła oczy
Jako drzwi w domu rozpusty,
Gdzie się we dnie zgraja tłoczy:
I gdy zamknionemi usty
Już nie mogła się wymykać,
Aby złe słowa spotykać
Ostatni wiersz przerobił Mickiewicz na:
by złych gości napotykać