Wreszcie jam wstał, jadł znowu i do sił przychodził,
I zdaje mi się, żem się do téj strawy zrodził.[1]
Wierzcie mi, tam za kozą same urojenia;
130
Kto tu był, sekret kuchni i mieszkań przeniknął:
Jeść, mieszkać, źle czy dobrze, skutek przywyknienia.
— Pytał raz Litwin, nie wiem, djabła czy Pińczuka:[2]
Dlaczego siedzisz w błocie? — siedzę, bom przywyknął.
Ależ przywyknąć, bracie!
Na tém cała sztuka.
135
Ja tu siedzę podobno od óśmiu miesięcy,
A tak tęsknię jak pierwéj, nie mniéj —
I nie więcéj?
Pan Tomasz tak przywyknął, że mu powiew zdrowy
Zaraz piersi obciąża, robi zawrót głowy.
On odwyknął oddychać, nie wychodzi z celi —
140
Jeśli go stąd wypędzą, koza się opłaci:
Bo on potém ni grosza na wino nie straci,
Tylko łyknie powietrza i wnet się podchmieli.[3]
- ↑ Po w. 128 w R2 są wiersze:
Teraz mnie na stół lepszy skazał sąd łaskawy,
Bo nic mogę wziąć w usta chleba ani strawy,
Wiedzą o tem i teraz nie dają krupniku.
żegota wzruszony
Bóg ciebie nam zachował, ty nasz męczenniku! - ↑ w. 132 Obacz Objaśnienia Poety na końcu.
- ↑ w. 142 Ob. Objaśnienia Poety na końcu.