Może się kiedyś poszczyci,
Że będzie szarfą dla cara.
Zrodzi się Palen dla cara.
440
ra — ra — ra — ra — ra — ra —
Lecz cóżto Konrad cicho zasępiony siedzi,
Jakby obliczał swoje grzechy do spowiedzi?
Feliksie, on nie słyszał zgoła twoich pieni.
Konradzie! Patrzcie: zbladnął, znowu się czerwieni.[1]
445
Czy on słaby?
Stój cicho! — zgadłem, że tak będzie —
O, my znamy Konrada, co to znaczy, wiemy.
Północ jego godzina. — Teraz Feliks niemy;
Teraz, bracia, piosenkę lepszą posłyszemy.
Ale muzyki trzeba. — Ty masz flet, Frejendzie,
450
Graj dawną jego nutę; a my cicho stójmy,
I kiedy trzeba, głosy do chóru nastrójmy.
Bracia! duch jego uszedł i błądzi daleko,
Jeszcze nie wrócił: może przyszłość w gwiazdach czyta,
Może się tam z duchami znajomemi wita,
455
I one mu powiedzą, czego z gwiazd docieką.
Jak dziwne oczy: błyszczy ogień pod powieką,
A oko nic nie mówi, i o nic nie pyta;
Duszy teraz w nich niéma; błyszczą jak ogniska
Zostawione od wojska, które w nocy cieniu
- ↑ w w. 444, 452—457 autoportret Mickiewicza, który przemieniał się na twarzy w czasie improwizacyj, wedle zgodnego świadectwa świadków naocznych.