Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

Doliny mgła odziewa, jakby morze śniegu:
S téj strony chmura gruba napędzała lawy,
A s tamtéj strony xiężyc przezierał bladawy,
Gwiazdy toną w błękicie po nocnym obiegu.
Spojrzę... jak raz nade mną świéci gwiazdka wschodnia;
O znam ją odtąd dobrze, witamy się co dnia!
Spojrzę na dół... na szpaler... patrz tam przy altanie,
Ujrzałem ją niespodzianie!
Suknią, między ciemnémi bielejąca drzewy,
Stała w miéjscu, grobowéj podobna kolumnie;
Potém biegła, jak lekkie zefiru powiewy,
Oczy zwrócone w ziemię... nie spojrzała ku mnie!
A lica jéj bardzo blade;
Nachylam się, zajrzę z boku,
I dojrzałem łeskę w oku:
Jutro, rzekłem, jutro jadę!
Bądź zdrów! odpowié s cicha: ledwie posłyszałem,
Zapomnij!.. ja zapomnę? o! rozkazać snadno!
Roskaż luba twym cienióm, niechaj wraz przepadną,