Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

Toast!... słyszałem imie... ach nie powiém czyje!
Jakiś głos nieznajomy, wykrzyknął, niech żyje!
Niech żyje! z ust tysiąca zabrzmiały te słowa.
Tak, niech żyje!.. i scicha przydałem, bądź zdrowa!
W tém (o gdy mię wspomnienia same nie zabiją!)
Xiądz wyrzekł drugie imie i krzyknął, niech żyją!
(wpatruje się jakby we drzwi.)
Ktoś dziękuje z uśmiéchem... znam głos... pewnie ona...
Nie wiém pewnie... nie mogę widzieć za zwierciadłem,
Wściekłość mię oślepiła, poparłem ramiona,
Chciałem szyby rozsadzić... i bez duszy padłem...
(po pauzie.)
Myślałem, że bez duszy... tylko bez rozumu!
XIĄDZ.
Niesczęsny! dobrowolnych szukałeś męczarni.
GUSTAW.
Jak trup samotny, obok weselnego tłumu,
Leżałem na zroszonéj gorzkim płaczem darni;
Sprzeczność ostatnich w świecie pieszczot i męczarni!