Plączą się skoczne kręgi przy śpiewach i brzęku,
Prosi mię w taniec drużba godowa,
A ja z ręką na piersiach, z listkiem w drugim ręku,
Nie odpowiém ani słowa!
W tém ona z swoim anielskim urokiem,
Gościu mój, rzecze: pozwól niech się dowiém,
Skąd przychodzisz, kto jesteś? — ja nic nie odpowiém;
Tylko na nią cisnę okiem.
Ha! okiem! okiem jadowitéj zmije,
Całe piekło z mych piersi przywołam do oka;
Niech będzie ślepą, martwą jak opoka,
Nawskróś okiem przebiję.
Wgryzę się jak piekielny dym pod jéj powieki,
I w głowie utkwię na wieki.
Będę jéj myśli czyste przez cały dzień brudził,
I w nocy ją ze snu budził. (powolniéj z czułością)
A ona tak jest czuła, tak łacno dotkliwa,
Jako na trawce wiosenne puchy,
Które lada zefiru zwiewają podmuchy,
I lada rosa obrywa.
Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.