Ta strona została uwierzytelniona.
Za taką srogość, długie, długie lata,
Dręcz się w czyscowéj zagubie;
Póki mąż jaki z tamecznego świata,
Nie powié na cię choć lubię.
Prosił i Józio niegdyś o to słowo,
Gorzkie łzy lał nieszczęśliwy;
Prośże ty teraz; nie łzą, nie namową,
Ale przez strachy, i dziwy.
Rzekł, mnie natychmiast porwały złe duchy,
Odtąd już setny rok minie,
W dzień męczą, na noc zdejmują łańcuchy,
Rzucam ogniste głębinie;
I w cerkwi, albo na Józia mogile
Niebu i ziemi obrzydła,
Muszę podróżnych trwożyć w nocne chwile
Różne udaiąc straszydła.
Idących w błota zawiodę lub w gaje,
Jadącym konia uskubię;
A każdy naklnie, nafuka, nałaje,
Tyś piérwszy wyrzekł to lubię.