Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

skończyli się — mawiał pan Stanisław, a mawiał zwykle prędko, jakby groch sypał na ścianę. Czasami tylko, ale chwile te rzadko bywały, gdy mu co dodało otuchy, a obcych ludzi nie było, dodawał: »Chociaż niezbadane są wyroki Jego... a nuż?... No, wtedy już wnuk szewcem będzie!« — i bladł zwykle od wypowiedzenia myśli swej tajnej, odwracał się szybko, szukał czegoś nibyto, kręcił się i parę razy podpatrzyłem i podsłuchałem, spluwał nieznacznie i szeptał do siebie: »Nie w złą-by godzinę, Panie!« — urok odpędzał od życzeń najdroższych.
Wzrostu średniego, blondyn, w połowie już osiwiały, brodaty, bez zębów, z nieforemnym, sze-