Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

zadek ty karyty, a serce to mi jak młotem wali, bo i nie utrzymom może takich wypasionych hamanów, myślę sobie, a najgorzy pirse sarpnięcie. Wsyćkom siłe zebroł — natęzułem się i konie sarpły, az mi w ręku zatrzescało, sarpły raz, sarpły drugi i — ni kroku z miejca.
— Rusaj! zapiscało z karyty, a tu pani z panienkami w oknach stojom i chuśteckami wymachujom.
— Rusiaj, trutniu! zapiscało, ale ju ze sykiem.
— Widno jednak, Wacho stary domyśluł się, co to za jenteres, bo jak obacuł, ze konie az się spinajom, a z miejsca rusyć nie mogom, koni nie zacina, aby, broń Boze, niescęścia nie było,